Pogotowie strajkowe w PGG
W Polskiej Grupie Górniczej trwa protest i walka o godne płace. Ogłoszono pogotowie strajkowe. Po fiasku rozmów blokowane są tory z węglem wywożonym z kopalń. Jeśli nie dojdzie do porozumienia nastąpi eskalacja akcji protestacyjnych, włącznie ze strajkiem na kopalniach.
Pracownicy w Polskiej Grupie Górniczej już od kilku miesięcy domagają się lepszych płac. W spółce trwa spór zbiorowy. Podpisano protokół rozbieżności. Po fiasku rozmów powołano sztab protestacyjno-strajkowy i ogłoszono pogotowie strajkowe. Związkowcy nadal domagają się rekompensaty za przepracowane weekendy lub wypłaty jednorazowego świadczenia dla załogi. Domagają się również podniesienia wysokości średniego wynagrodzenia. Protestują również przeciwko nierealizowaniu przez rząd umowy społecznej.
- Od kilku miesięcy z powodu trwającego w całej Europie kryzysu energetycznego i niedoboru surowców energetycznych, górnicy pracują w nadgodzinach i w weekendy, co pozwala uniknąć przerw w dostawie energii i ciepła. Fundusz płac w PGG nie został jednak zwiększony o dodatkowe środki na wynagrodzenie za ponadnormatywną pracę – alarmują związki zawodowe. Niestety dotychczasowe rozmowy spełzły na niczym. Decyzję o akcji protestacyjnej podjął sztab protestacyjno-strajkowy, w skład którego wchodzą Związek Zawodowy Górników w Polsce, Związek Zawodowy Kadra, Związek Zawodowy Pracowników Dołowych i Wolny Związek Zawodowy Sierpień'80.
Z 21 na 23 grudnia związkowcy blokowali wysyłkę węgla z kopalń przez jedną dobę. Było to pierwsze ostrzeżenie. Protest rozpoczęto wówczas po fiasku rozmów z zarządem firmy i podpisaniu protokołu rozbieżności. Decyzję o kolejnej akcji podjęto 29 grudnia, dzień po kolejnym spotkaniu, z udziałem wiceministra aktywów Piotra Pyzika. Także te negocjacje nie dały pozytywnego rezultatu. A wiceminister obiecał powrócić do rozmów dopiero po przegłosowaniu ustawy górniczej, co może nastąpić w połowie stycznia. 17 grudnia Sejm uchwalił bowiem nowelizację tzw. ustawy górniczej, zakładającą wdrożenie wartego 28,8 mld zł systemu wsparcia dla kopalń węgla kamiennego. Ustawa precyzuje m.in. zasady udzielania publicznego wsparcia w postaci dopłat do redukcji zdolności produkcyjnych kopalń, przewiduje zawieszenie spłaty i docelowe umorzenie części zobowiązań górniczych firm wobec ZUS i PFR oraz określa możliwości podwyższania ich kapitału za pomocą emisji skarbowych papierów wartościowych. Przyjęte w ustawie rozwiązania wymagają jednak notyfikacji Komisji Europejskiej. Trudno na dziś powiedzieć, czy rząd będzie chciał pominąć zgodę KE?
Niestety w międzyczasie nikt z zarządu ani ministerstwa nie podjął dodatkowych rozmów ze stroną społeczną. Stąd 4 stycznia związkowcy zablokowali tory, którymi pociągi wywożą węgiel z kopalń lub blokowali jego załadunek. Akcję wsparła rolnicza AgroUnia. Na 10 stycznia ustalono rozmowy z udziałem mediatora. Następnego dnia mają odbyć się masówki. Zaś 12 stycznia ma zostać przeprowadzone referendum strajkowe.
- Obecna sytuacja to pokłosie ok. 3 miesięcznego wakatu na stanowisku ministra odpowiedzialnego za górnictwo i nagłe odejście wcześniejszego polityka. Teraz dla nadrobienia czasu rozmowy są sztucznie wydłużane. Zamiast zielonego światła z Komisji Europejskiej ws. umowy społecznej i wsparcia dla likwidowanych kopalń mamy żółty reflektor rażący w oczy całą górniczą branżę i rząd, który po omacku szuka wyjścia z sytuacji. W efekcie sprawdzają się wcześniejsze ostrzeżenia związków zawodowych, że bez planu B odnośnie umowy społecznej może nas czekać armagedon. Mamy ekspresowo zamykać kopalnie, który dają tani węgiel, a kupować drogi gaz i budować elektrownie atomowe. Ludzie tej drożyzny nie wytrzymają. Mogą wyprzedzić górników w protestach – komentuje „Górnikowi” dramatyczną sytuację w kopalniach.