Przed nami boksowanie się z pracodawcą

Z Leszkiem Piotrowskim – przewodniczącym ZZG w Polsce w Węglokoks Kraj z Bytomia - rozmawia Jarosław Bolek.

- Po kilku latach spokoju wraca nowy pomysł rządu na koniec górnictwa. Znamy daty wygaszenia federowania, ale zanim to nastąpi planuje on łączenie kopalń z różnych spółek. Również tej z Węglokoks Kraj?

- Już w 2015r byliśmy kopalnią spisaną na straty i nie powinniśmy funkcjonować. Mieliśmy być zaorani. Jednak jakoś poradziliśmy sobie. Przekazaliśmy Ruch Centrum do SRK, a Bobrek-Piekary został kupiony przez Węglokoks. Ponieśliśmy część kosztów. Likwidowaliśmy Ruch Piekary również częściowo z własnych funduszy. Przejęliśmy część pracowników do Ruchu Bobrek. Teraz znów dobija nas polityka UE i pandemia.  Koronawirus i obostrzenia rządowe dodatkowo zrobiły swoje. Gdyby nie przestoje teraz sytuacja wyglądałaby lepiej. Nie potrzebowalibyśmy żadnej interwencji. Dalibyśmy sobie radę. Nikt jednak nie przewidział pandemii, która wpłynęła dotkliwie nie tylko na górnictwo, ale na całą gospodarkę w kraju.

- Jak wygląda Wasza sytuacja w bytomskiej kopalni, kiedy szpony kryzysu widać już wszędzie?

- Mamy 2 200 osób załogi. Wydobywamy ok. 8 tys. ton na dobę. To wysokiej jakości produkt. Sprzedajemy wszystko bez problemu. Na rynku jako samodzielna kopalnia radzimy sobie. Bardziej niż kiedyś w Kompanii Węglowej. Tam wszystkie koszty dzielono po równo na każdą kopalnię nie zważając na zróżnicowanie tych kopalń, inne warunki, inna wielkość zakładu, itd. Teraz mamy realne koszty. Jednak ceny tak poszły w górę, że trudno mówić o opłacalności. Stal poszła o 100 proc. w górę, zdrożały drewno i inne materiały niezbędne przy budowie. Koszty są gigantyczne. Do tego szalejąca inflacja. To wszystko dobija górniczy biznes. Do tego unijne obostrzenia. I kryzys puka coraz głośniej. A niestety nasze wynagrodzenia nie idą w parze z tą drożyzną. Nie ma waloryzacji bonów żywieniowych. Oprócz tego zarząd wypowiedział nam część porozumienia dotyczącą deputatu węglowego i jego sposobu wypłaty. Uważamy, że teraz pracownik nie będzie miał możliwości wyboru. Według zamierzeń pracodawcy od nowego roku  wartość deputatu będzie podzielona na 12 części i będzie wypłacana co miesiąc. Teraz może to zrobić w całości bądź w dwóch ratach. W całej tej zmianie chodzi przede wszystkim, żeby pracodawca nie dopłacał do najmniej zarabiających poniżej minimalnej płacy. Doszło do absurdu, że pracując w kopalni są stanowiska, gdzie pracownicy zarabiają poniżej minimalnej płacy. Jeśli pracodawca rozłoży deputat na 12 miesięcy nie będzie musiał dopłacać pracownikowi. De facto przełoży te pieniądze z prawej do lewej kieszeni pracownika i zaoszczędzi jego kosztem, bo pracownik w rocznym podsumowaniu zarobi mniej. Nie godzimy się na takie traktowanie pracownika, który na tej operacji straci finansowo. I na taką ucieczkę pracodawcy od dopłaty do wynagrodzenia dla pracowników najmniej zarabiających. Jak mi wiadomo, tylko ZZG w Polsce oraz dwie organizacje Kadry sprzeciwiły się takiej polityce zarządu. Reszta związków? Oby się obudzili.

- Wnioskuję więc, że w kopalni z jednością związkową jest raczej krucho?

- Gdyby powtórzył się scenariusz z 2015r raczej nie byłoby wielkiego marszu w obronie kopalni. Solidarność pała miłością do rządzących i niechętnie mówi: nie. W tym momencie jesteśmy słabi. Młodzież nie widzi w górnictwie przyszłości skoro jest już data wygaszenia. Mówi się raczej o zwijaniu kopalń. W 2015r to było pospolite ruszenie. Nie tylko górnicy wyszli na ulice Bytomia, ale wszyscy przedsiębiorcy, sklepikarze, prowadzący zakłady usługowe czy  inne zawody. Wszyscy mieszkańcy czuli temat. Wiedzieli, że to może być ich koniec na masową skalę.

- Oprócz tego data graniczna 2040 rok, która wisi nad kopalnią niczym czyhający za rogiem zabójca.

- Przeżyłem wiele refom i napraw górnictwa. Od AWS-u. Zawsze miał być koniec. Wyniki były kiepskie. Analitycy bili się w piersi, że jeśli tona węgla będzie kosztować w portach ARA poniżej 34 dolarów to będzie już koniec. Inny razem jak będzie poniżej 80 dolarów to będzie agonia. Jest grubo ponad 100 dolarów, a my mamy likwidować kopalnie. Czy to ekonomia? Czy raczej polityczne harakiri polskiego węgla? Polityka wygrała a polski rząd ugiął się, bo dostanie gigantyczną kasę na „nową rzeczywistość”. Unijna walka z klimatem nic nie da. Jesteśmy tylko kroplą w świecie. Najpierw jest zły węgiel, za chwilę gaz i tak kolejne gospodarki.  

- Z innymi organizacjami trudno o dobry dialog, a z pracodawcą?

- Powracamy, nie wiem na jak długo, do rozmów z zarządem kopalni. Jest dialog. Ale choć wskazujemy na potrzeby z jakimi przychodzą pracownicy, nie zawsze to jest realizowane. Niekiedy wydaje się, że zarząd uważa daną sprawę, za tak trudną jak lot na księżyc, a wystarczyłoby tylko odrobinę dobrej woli, by pracownik mógł dobrze robić swoje czynności. Mowa choćby o narzędziach, małej mechanizacji czy drobnych zakupach. Liczą się tylko koszty, koszty, koszty. Ok. A gdzie człowiek, pracownik w tym wszystkim. To przecież on wypracowuje majątek firmy. Bez niego nie ma nic, żadnego wyprodukowanego dobra. W każdej firmie to właśnie pracownik jest najważniejszy.

- Okres wakacyjny odsunął trochę na bok pandemię i obostrzenia. Jak wpłynęło to na funkcjonowanie związku?

- Gołym okiem widać, że ludzie stęsknili się za spotkaniami. Potrzebują bezpośrednich relacji. Mogliśmy się o tym przekonać przy organizacji Festynu z okazji Dnia dziecka i wakacji czy Złazu górskiego, który robimy na wzór Rady Krajowej. Rok przerwy sprawił, że ludzi ochoczo uczestniczą w tych formach rekreacji. Jesteśmy istotami społecznymi. Chcemy się widywać, rozmawiać ze sobą, śmiać się, bawić. 

Jednak przed nami w najbliższym czasie boksowanie się z pracodawcą co do wzrostu wynagrodzenia, waloryzacji bonów i wycofania się z wypowiedzenia  porozumienia dotyczącego sposobu wypłaty deputatu węglowego.

- Dziękuję za rozmowę

Jarosław Bolek